Jakub ŁoginowARTYKUŁY, OŚWIADCZENIA2010-06-10

W ubiegłym roku “Nasze Słowo” wiele pisało o rewolucyjnych planach elbląskiego portu, które miały z niego uczynić północne morskie “okno na świat” Ukrainy i Białorusi. Inicjatywa, która zyskała miano “Bałtyckiej Ukrainy”, była bezpośrednio związana z poważnie rozważanym wówczas projektem budowy kanału przez Zalew Wiślany – dzięki niemu Elbląg miał uzyskać dostęp do morza.
Z czasem jednak projekt odłożono do lamusa: rząd Donalda Tuska przełożył budowę kanału na lata 2016-2018 (wcześniej planowano, że zostanie otwarty w roku 2012), wiceminister infrastruktury Anna Wypych-Namiotko publicznie wypowiadała się przeciwko współpracy z Ukrainą, zaś sam port znalazł się w trudnej sytuacji finansowej. Sytuację istotnie zmieniło niedawno podpisane porozumienie między Polską a Rosją, dotyczące żeglugi w Zatoce Kaliningradzkiej. Mimo że kanału jeszcze nie ma, logistyczną część “Bałtyckiej Ukrainy” już można realizować – co prawda, na rosyjskich warunkach i w niepełnym wymiarze. Chociaż w polskich środkach masowego przekazu pojawiły się entuzjastyczne wypowiedzi, okazuje się, że porozumienie z Rosjanami nie gwarantuje swobodnej żeglugi.
– Porozumienie zostało podpisane na rosyjskich warunkach, o czym świadczy obowiązek powiadamiania z dwutygodniowym wyprzedzeniem rosyjskich służb o planowanych rejsach i o zamiarze przekroczenia granicy morskiej. W całym cywilizowanym świecie, także u nas, taką formalność można załatwić w ciągu 1-2 dni – komentuje dyrektor Portu Elbląg Julian Kołtoński.
Kolejny problem stanowi głębokość rosyjskiej części zatoki. Chociaż w tym miejscu sięga ona aż 4 metrów, administracja rosyjska “zatwierdziła” oficjalną głębokość 1,8 metra.
– Takie zanurzenie mają barki rzeczne o tonażu do 1000 ton, my natomiast liczyliśmy na możliwość przyjmowania jednostek morskich o zanurzeniu do 4 metrów i tonażu do 4000 ton. Te barki będą mogły pływać jedynie z Elbląga do Kaliningradu i z powrotem, nie wypłyną już jednak na otwarte morze, bo byłoby to dla nich niebezpieczne. Statki morskie będą mogły u nas cumować dopiero wtedy, gdy powstanie kanał przecinający mierzeję – dodaje Kołtoński.
O konieczności zbudowania kanału, pomimo podpisania tego porozumienia, mówią także władze województwa warmińsko-mazurskiego.
– Rząd powinien go wybudować, ma to wszelkie podstawy ekonomiczne i polityczne. Nie mniej ważne jest, by przyjęta przez nasz port koncepcja współpracy z Ukrainą i Białorusią została urzeczywistniona. Ukraina jest naszym strategicznym partnerem, z Europą powinniśmy się integrować realizując takie jak ten konkretne projekty. Z Białorusią sprawa jest bardziej skomplikowana, ale to również nasz sąsiad i współpraca z nim jest potrzebna – skomentował dla “NS” Henryk Horbaczewski, wiceprezes komisji do spraw współpracy z zagranicą w Sejmiku Warmińsko-Mazurskim.
Zupełnie inaczej myślą politycy związani z Gdańskiem. – Dobrze, że porozumienie z Rosjanami zostało zawarte, bo oznacza to, że kanału nie będzie trzebna budować – powiedział marszałek Pomorza Jan Kozłowski. Sceptyczny stosunek do kanału i współpracy z Ukrainą ma także wiceminister infrastruktury Anna Wypych-Namiotko. Nie brakuje również takich, którzy, co prawda, są zwolennikami budowy kanału, ale jednocześnie przeciwni współpracy Elbląga z Ukrainą. – Kanał powinien zostać wybudowany dla celów turystycznych i jako część szlaku wodnego E-70. Ale koncepcja utworzenia z Elbląga bramy bałtyckiej Ukrainy i Białorusi nie ma sensu, przynajmniej na razie – uważa dyrektor elbląskiego Biura Regionalnego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Warmińsko-Mazurskiego Jerzy Wcisła, osoba z bliskiego otoczenia marszałka Jacka Protasa.
Co ciekawe, mimo niekorzystnych zapisów w umowie polsko-rosyjskiej, biznes w Elblągu już zaczął się rozwijać. Niedawno zarząd portu wynajął jeden z terminali prywatnej firmie logistycznej z Gdańska, zajmującej się dostarczaniem i przeładunkiem towarów w porcie. Dwie kolejne firmy są zainteresowane importowaniem przez Elbląg rosyjskiego węgla i eksportem zboża. Jak podkreśla dyrektor Kołtoński, w tym drugim przypadku mowa jest nie tylko o zbożu z Polski, ale również z Ukrainy i Białorusi, które posiadają jego nadwyżkę.
Wedle J. Kołtońskiego, potencjał elbląskiego portu już dzisiaj można wykorzystywać w handlu między Ukrainą a obwodem kaliningradzkim. Chociażby dlatego, że ukraińskie towary często można zobaczyć w rosyjskich sklepach, a ukraińskie piwo czy ketchup zdobywają nagrody na targach branżowych. Z kolei w sklepach na Zachodniej Ukrainie można kupić rosyjskie konserwy rybne, wyprodukowane właśnie w Kaliningradzie. Teraz towary te są transportowane okrężnymi drogami przez Białoruś i Litwę, ich przewoźnicy muszą dwukrotnie przekraczać granice Unii Europejskiej. Przez Elbląg byłoby znacznie szybciej, do tego jednak potrzebne są dogodne połączenia kolejowe – o co muszą się już zatroszczyć polskie władze. Dyrektor Kołtoński osobiście zaproponował urzędnikom MSZ, by w ramach programu “Partnerstwo Wschodnie” wybudowane zostało torowisko między Lublinem? a Lwowem via przejście graniczne w Rawie Ruskiej. Resort wciąż nie ustosunkował się do tej propozycji.
Rozwijanie handlu z Kaliningradem jest ważne również dlatego, że z tego portu ukraińskie towary mogłyby być wysyłane dalej w świat. – Do nas towary trafiałyby drogą kolejową, w Elblągu można niedrogo wykonać różne operacje logistyczne lub chciażby je magazynować, a następnie barkami transportować do Kaliningradu, a tam przeładowywać na statki morskie” – tłumaczy J. Kołtoński.

(tłumaczył Ilia Kotkow)

Artykuł w j. ukraińskim ukazał się w nr 38 “Naszego Słowa” (30.09.2010);
“Наше слово” №38, 20 вересня 2009 року

Поділитися:

Категорії : Статті

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*