Cała Ukraina pod Grunwaldem

Rozmawiał Stefan MigusARTYKUŁY, OŚWIADCZENIA2010-09-14

Rozmowa z historykiem Michałem Widejkiem, kijowskim rycerzem, wieloletnim uczestnikiem rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem

Jakie są Pana wrażenia z obchodów 600-lecia bitwy pod Grunwaldem?
Jubileusz to zawsze jubileusz. Jest w tym coś pięknego, przyjemnego, niezależnie od wszelkich trudności, które są przecież nie do uniknięcia. W tym roku było ich nawet więcej, niż w poprzednich latach, gdyż nie wszyscy zobaczyli to, po co przyjechali. Tę imprezę organizuje się dla publiczności, żeby ludzie mogli coś zobaczyć, poczuć.

Bo kiedy widzi się na polu bitwy tysiące ludzi, to można sobie wyobrazić, co się wtedy wydarzyło. Takich jak tu scen masowych nie zrobi żadne studio filmowe, żadni operatorzy, bo po prostu nie będzie na to pieniędzy. Zwłaszcza, że trzeba przygotować tysiące kompletów wyposażenia, zbroi, odzieży i wszystko to powinno być zgodne z epoką. W ukraińskich realiach na taki strój trzeba wydać 5-7 tysięcy hrywien, w Polsce kosztuje on jeszcze więcej. A do tego broń, ekwipunek. W przypadku rekonstrukcji stroju i atrybutów europejskiego rycerza koszty są znacznie większe. Dlatego na Ukrainie ludzie często robią je sami lub zamawiają. Najciekawsze jest to, że ruch ten w Ukrainie jest tak popularny, że pracowni rycerskiego uzbrojenia, zwłaszcza na wschodzie kraju, jest dziś chyba więcej, niż w średniowieczu. W samym Kijowie jest ich około dziesięciu, chociaż w średniowieczu Kijów nie miał takiego cechu. Co prawda, był znany z produkcji strzał do łuków, kusz, ale produkcją białej broni nigdy się tu nie zajmowano. Wszystko, co teraz tu widzicie, zostało wykonane w Kijowie, Charkowie, Połtawie i Lwowie. Każde miasto szczyci się swoimi wyrobami, ma swoją specjalizację. I podobnie jak w wiekach średnich, jedni produkują kolczugi, inni ekwipunek, jeszcze inni – szable i miecze. Są nawet specjaliści od szycia namiotów i ubrań. Może zakres nie jest tak szroki, jak 600 lat temu, niemniej na Ukrainie można zamówić wszystko. I, co ciekawe, rycerski rynsztunek zamawiają na Ukrainie nawet cudzoziemcy – wielu rycerzy z Polski oraz innych krajów uczestniczących w tegorocznej inscenizacji miało broń ukraińskiej produkcji, a tu, w Grunwaldzie, na jarmarku można było spotkać wielu ukraińskich rzemieślników, oferujących swoje wyroby, na przykład swoje kuźnie otworzyli sławni kowale spod Mirhoroda na Połtawszczyźnie, którzy kują nawet stal damasceńską, której kiedyś na Ukrainie nie produkowano – cieszą się one tu wielkim zainteresowaniem.. Jest na co popatrzeć, bo są to produkty najwyższej jakości, nie jakieś podróbki. Do ukraińskich rzemieślników podchodzili nie tylko gapie, ale też poważni kupcy – z Polski, Francji, Belgii, Niemiec. Przymierzali, kupowali i zamawiali. Może to obecnie najbardziej dochodowy eksport ukraińskiego metalu… Ale to trudna, żmudna praca – wiem, bo własnoręcznie wykonałem dla siebie napierśnik. Dopiero robiąc go zrozumiałem, dlaczego czeladnik terminował kiedyś nawet 8 lat.

To chyba także możliwość odkrywania naszej historii…
Rzeczywiście, to możliwość odkrywania tych kart naszej historii, których nie znamy, bo z jakichś powodów nam jej nie przekazano. Sam ukończyłem historię, ale to dzięki uczestniczeniu (od 2006 roku) w inscenizacjach pod Grunwaldem poznałem prawdę o wielu aspektach naszych dziejów.

Zainteresowanie odległą przeszłością, a w szczególności średniowieczem – to moda, hobby czy potrzeba odkrycia prawdziwej historii, niegdyś fałszowanej?
To wszystko razem. Motywacja w każdym przypadku może być inna, ale jest i pierwsze, i drugie, i trzecie. Nawet jeśli człowiek chce sobie zamówić modną rzecz, to musi wiedzieć, co to ma być, żeby, jak się mówi, mu czegoś nie “wcisnęli”. Człowiek musi więc czytać, a kiedy zacznie to robić, a nie tylko oglądać głupie filmy, to zaczyna myśleć, analizować, odkrywać prawdę. Weźmy choćby rosyjskiego “Tarasa Bulbę”: pod pewnymi względami to w ogóle koszmar, w szczególności dotyczy to kostiumów. Wszyscy rekonstruktorzy z Ukrainy, którzy siedzą tu obok mnie, mogą rozłożyć klatka po klatce świetny film reżysera Forda (“Krzyżacy” – S. M.) i wskazać w nim pomyłki kostiumerów. Do tego trzeba mieć wiedzę. Dzięki temu ruchowi dzisiejsza Ukraina ma wielu specjalistów od średniowiecznego uzbrojenia, fechtunku, kostiumów. Ci ludzie potrafią się sprzeczać o detale, o jakieś klapki na pasach, czy, powiedzmy, sprzączki… W ośrodkach akademickich naszego kraju nie ma tylu specjalistów. Przyjechali tutaj również chłopcy z klubu “Wywerecia”, którzy własnoręcznie rekonstruują zbroję z czasów Rusi Kijowskiej z XIII wieku (musieli ją nieco przerobić, żeby odpowiadała dobie Grunwaldu, bo przecież 600 lat temu walczyła tu także chorągiew kijowska – przyjechali, żeby o niej przypomnieć). To niewielka, około dwudziestoosobowa grupa, ale ludzie ci o średniowieczu wiedzą więcej niż przeciętny naukowiec – znają każdy detal, szukają, zbierają, nawet zaczynają pisać książki na ten temat. W szkolnych podręcznikach temu wydarzeniu poświęcone są jeden czy dwa akapity, chociaż moim zdaniem był to przełomowy moment w naszej historii. Ukraina – a policzyłem to na palcach – była podzielona wówczas między osiem państw. Jakkolwiek najczęściej wymienia się Polskę i Litwę, to “gospodarzami” na Ukrainie byli także Tatarzy, Mołdawianie, nie wspominając już o państwie moskiewskim. Mówi się, że Grunwald to była bitwa narodów. Chorągiew kijowska, która brała w niej udział, również była wielonarodowa, bo w jej szeregach znajdowali się wszyscy mieszkańcy Rusi Kijowskiej. Oprócz Rusów, także Tatarzy-Mongołowie, którzy jako wasale księcia Witolda musieli wziąć udział w bitwie pod Grunwaldem, byli też Litwini, którym obiecano ziemie, byli i Polacy. A jeśli wziąć Podole lub Galicję, które pokazaliśmy pod Grunwaldem, to obraz będzie jeszcze bardziej barwny i ciekawy. Ci, którzy zaczynają to rekonstruować, poznają historię, uczestniczące w nie narody, kultury, ich mieszanie się, zwłaszcza w sferze wojskowej.

Dotąd w historiografii, przede wszystkim polskiej i sowieckiej, bardzo rzadko mówiono o bitwie grunwaldzkiej jako o bitwie narodów. Na ogół przedstawiano ją jako walkę Polski ze złym niemieckim najeźdźcą; brali w niej udział właśnie Polacy, no może jeszcze smoleńskie półki – i to oni zatrzymali pruską nawałę na wschód Europy.
Po pierwsze: pruska ekspansja była wówczas skierowana nie tyle na wschód, ile na kraje bałtyckie i przeciwko Polsce. Polska jako jedna z pierwszych musiała rozwiązać problem krzyżacki. Inna rzecz, że wydarzenie to było ideologizowane w czasach już “pogrunwaldzkich”. Kronikarz Jan Długosz w latach 70. XV wieku przedstawił właśnie polską wersję Grunwaldu. Potem, po latach, w kronice litewskiego historyka Bychowca pojawiła się wersja litewska. Ukraiński punkt widzenia został zaprezentowany w XVIII wieku w znakomitej “Historii Rusów”. Każda strona starała się przypisać sobie zwycięstwo. W XIX wieku Rosjanie zapewniali, że to właśnie oni wygrali bitwę – jako że połowa chorągwi pochodziła z Rusi, a dla nich “Ruś” i “Rosja” to to samo. A propos, gdy Polacy w latach 50. ubiegłego wieku przygotowywali kolejne rocznice bitwy pod Grunwaldem (a należąc do obozu komunistycznego musieli liczyć się z Rosją), zastanawiali się, jak wykreślić Moskwę z tego zwycięstwa. Bardzo sprytnie napisali wówczas, że zasadniczo Rosjanie brali w niej udział, ale nie tak wielu, jak się pisze. Co do Ukraińców lub Białorusinów, to podawali, że byli tam rycerze z terenów dzisiejszej Ukrainy i Białorusi, i przez to Rosjan trochę “przysunęli” do Smoleńska. Dzisiejsi mieszkańcy Smoleńska, których przodkowie należeli wówczas do Litwy, a nie do Rosji -stwierdzają teraz, że w sumie nie wiadomo, co byłoby dla nich lepsze – może pozostanie przy Litwie…

Czy można w jakiś sposób zmierzyć wkład wniesiony w zwycięstwo pod Grunwaldem?
Jeśli Długosz pisał, że zginęło tam dwudziestu wybitnych polskich rycerzy, to Witold stracił połowę swoich rycerzy. A co najmniej połowa wojsk Witolda pochodziła z Rusi. I jakby nie kręcili, największą cenę za to zwycięstwo zapłaciła Ruś. Ale tego zazwyczaj nikt nie liczy, nawet u nas… Ustawili bojarów w ekwipunku naprzeciw rycerzy zakutych w pancerze – i rezultat był oczywisty; krzyżacyrozbili także jedną trzecią Tatarów. Następnie Rusowie zebrali się i uderzyli, pomogli rozproszeni Tatarzy, i “przytulili” krzyżaków do Polaków, którzy zakończyli bitwę. Ktoś musiał przelać swą krew, by ten bój zakończył się tak, jak się zakończył. Teraz historycy sprzeczają się, czy ta batalia była improwizacją, czy Witold, Zyndram z Maszkowic, czy może sam król Jagiełły mieli jakiś plan. Można jednak stwierdzić, że w owym czasie Jagiełło nie miał jeszcze za sobą doświadczenia udziału w wielkich bitwach. W ogóle, w ówczesnej Europie, mało kto mógł mieć doświadczenie udziału w takiej bitwie jak pod Grunwaldem, z 60 tysiącami uczestników. Jedyną taką osobą uczestniczącą w tej bitwie był Witold, którego wcześniej Tatarzy rozgromili pod Worsklą w taki sposób, jak on tu krzyżaków. Właściwie Grunwald to Worskla na opak. W bitwie pod Worsklą brali przecież udział także polscy rycerze i krzyżacy. To była jedyna wyprawa krzyżowa na terytorium Ukrainy, miała ona miejsce 11 lat przed Grunwaldem – wówczas wraz ze sprzymierzonym Watykanem i papieżem starali się rozbić Złotą Ordę, co Rzym obiecał jeszcze kniaziowi Danielowi Halickiemu. Proszę sobie wyobrazić, że trzeba było na to czekać dwieście lat. Wówczas jednak zostali rozbici przez armię mongolsko-tatarską. Zaczęli ścigać Tatarów, a w zasadzce czekały na nich nowe oddziały mongolskie pod wodzą Edygeja, które rozbiły europejskie rycerstwo. Witold powtórzył ten manewr pod Grunwaldem, miał już doświadczenie. W jego wojsku służyli litewscy i ruscy bojarzy, którzy walczyli w bitwie pod Kulikowem. Kulików i Grunwald dzieli trzydzieści lat. Tam Tatarzy naciskali na lewą flankę moskiewskiego wojska, a że nie była ono silne i liczne – nie mogli go nie rozgromić… Wschód znał sposoby, których Europa nie znała.

Przedstawiciele rycerskich bractw przyjechali do Grunwaldu z różnych miast Ukrainy. Z jakich?
Jest tu reprezentowana cała Ukraina: Charków, Donieck, Odessa, Nowhorod Siwerskyj, Lwów, Kamieniec Podolski, Kijów, są także kowale z Mirhoroda na Połtawszczyźnie. Bractwa rycerskie na Ukrainie mają dziesiątki klubów. Żaden klub nie przyjeżdża w pełnym składzie – nie każdy jest gotów spędzić cztery dni bez prysznica, bez wody, pośród tej kurzawy. Przyjechali prawdziwi fanatycy, ci, dla których dzieje się tutaj coś bardzo ciekawego. Zaczynaliśmy od jednego czy nawet od połowy autobusu. Tegoroczna nasza delegacja jest największą z dotychczasowych – to cztery autokary (Ministerstwo Kultury zapłaciło tylko za jeden). I wreszcie mogła pokazać się chorągiew halicka ze swoimi atrybutami, za co należy podziękować organizatorom. My, Ukraińcy, wciąż nie mamy swojej stałej “reprezentacji” w Grunwaldzie, takiej jak, na przykład Litwa, Białoruś, Rosja, ale po raz pierwszy od 600 lat pojawiliśmy się tu ze swoją flagą. Może, w co zresztą wierzymy, po chorągwi halickiej pojawią się kolejne ukraińskie…

Artykuł w j. ukraińskim ukazał się w nr 32 “Naszego Słowa” (8.08.2010);
“Наше слово” №32, 8 серпня 2010 року

Поділитися:

Категорії : Статті

Коментарі

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*