Kajetan WróblewskiARTYKUŁY, OŚWIADCZENIA2010-06-01

Co powinien zrobić Ukrainiec, który leci samolotem z Chicago do Kijowa, żeby nie mieć kłopotów? Po pierwsze wykupić ubezpieczenie ważne w strefie Schengen, nawet jeśli nie planuje być w niej choćby przez godzinę. Inaczej czeka go droga przez mękę i wydatki o jakich mu się nawet nie śniło.

5 marca br. Iryna i Serhij lecieli z USA do domu. Nad terytorium Polski Serhij poczuł się bardzo źle. Po chwili stracił przytomność. Kapitan samolotu natychmiast powiadomił wieżę kontrolną warszawskiego lotniska Okęcie o dramatycznej sytuacji. Na ziemi na pacjenta oczekiwała karetka, która natychmiast zawiozła go na oddział intensywnej opieki medycznej szpitala przy ul. Banacha. Lekarze podejrzewali, że Serhij dostał zatoru płucnego i zawału serca.

Przyjaciół poznasz w biedzie
– Formalności z polską straż graniczną zajęły chwilę, wszystko ze względu na stan zdrowia męża, pogranicznicy wbili nam wizy do paszportów, ale nawet nie zwróciłam uwagi, jakie to były wizy. Byłam przerażona – opowiada Iryna, która nigdy wcześniej nie była w Polsce. – Wracaliśmy na Ukrainę po siedmiu latach w Chicago, kupiliśmy dom, w którym chcieliśmy wspólnie zamieszkać, nie spodziewaliśmy się takiego nieszczęścia.
Iryna była w szoku, nie wiedziała do kogo ma się zwrócić o pomoc, sama w obcym kraju, pełna obaw o to, czy jej mąż przeżyje najbliższe godziny. Na szczęście znała trochę język polski, bo w Ameryce czasami pracowała wspólnie z Polakami. Kiedy tak stała zapłakana na szpitalnym korytarzu, podeszła do niej Anna, która pracuje w szpitalu jako sekretarka.
– To po prostu zwykły odruch, zapytałam, co się stało i jak mogę pomóc – tłumaczy Anna, która zaprosiła Irynę do siebie do domu i wraz z mężem zaczęła jej pomagać. – Mogłam jej na początek zaproponować choćby nocleg, bo nie miała się gdzie podziać. Natomiast nikt z nas nie wiedział, co mamy zrobić, żeby spełnić wymagania polskich urzędów w sprawie pobytu, leczenia i ubezpieczenia męża Iryny. Okazało się chociażby, że wprawdzie straż graniczna wbiła do paszportu Irynie i Serhijowi wizy z prawem pobytu przez 15 dni, ale na tej samej wizie napisane było, że jest ważna jedynie do 15 marca, czyli nie 15, a 10 dni! Zaczęliśmy szukać pomocy w organizacjach pozarządowych, bo w żadnych urzędach nikt nie chciał albo nie potrafił nam niczego wyjaśnić.

Tak Iryna i Anna trafiły do fundacji “Proksenos” i Fundacji Rozwoju “Oprócz Granic” (współtworzącej pomagające imigrantom “Centrum Powitań” w Warszawie), które natychmiast zajęły się sprawą.

Biurokracja żywi się fikcją
– Trafili do nas w ostatniej chwili, bo następnego dnia mijał termin możliwości składania wniosku o przedłużenie wizy – mówi Ksenia Naranovich z “FROG”. – Najpierw w nocy pojechaliśmy natychmiast na lotnisko, gdzie straż graniczna naprawiła swój błąd i wbiła w paszporty właściwe daty zakończenia ważności wiz. Dzięki temu Iryna i jej mąż uniknęli stania się nielegalnymi imigrantami.
Następnego dnia Anna i jej mąż zameldowali Irynę i Serhija, działacze fundacji pomogli założyć konto i ubezpieczyć ich oboje w PZU – bez tego również nie mogliby złożyć wniosku o przedłużenie wizy.
– Najbardziej deprymujące jest to, że tak naprawdę wszystkie nasze działania, które wykonaliśmy w ciągu 24 godzin, potrzebne były tylko po to, żeby zaspokoić wymagania urzędników, którzy nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z podobna sytuacją – denerwuje się Ksenia Naranovich. – Polski ustawodawca po prostu nie przewidział takich przypadków i dlatego nikt nie wiedział, jakie stawiać wymagania. Nikt też oczywiście spoza mnóstwa różnych przepisów nie dostrzegał dramatu nieprzytomnego Serhija i przerażonej Iryny.
Luka w polskim prawie praktycznie uniemożliwia objęcie ich ubezpieczeniem. Wprawdzie do strefy Schengen można wjechać tylko z ubezpieczeniem, ale w szczególnych wypadkach, takich jak ten, można wjechać bez. Tyle że żadna prywatna firma ubezpieczeniowa nie sprzeda polisy człowiekowi, który leży na oddziale intensywnej opieki medycznej i nie ma pewności, czy dożyje następnego dnia (ubezpieczenie wykupione w PZU nie obejmuje kosztów poniesionych przed zawarciem umowy). Z kolei polski Narodowy Fundusz Zdrowia odmówił ubezpieczenia ukraińskiego małżeństwa, ponieważ mogą się w nim ubezpieczać jedynie ci cudzoziemcy, którzy mają wizy z prawem do pracy w Polsce lub karty pobytu.

Zdrowy normalnie czy “ekonomicznie”?
Z dnia na dzień stan zdrowia Serhija się poprawiał. – Już próbuje sam chodzić z pomocą – cieszyła się Iryna po dwóch tygodniach obaw. – Lekarze twierdzą, że w ciągu kilku najbliższych dni będzie go można przewieźć karetką do Lwowa.
Problem w tym, że szpital podjął decyzję o transporcie chorego praktycznie bez konsultacji z pełnomocnikami z fundacji “Proksenos” i “Frog”, którzy dopiero podczas wizyty w szpitalu uświadomili lekarzom, że dopóki pacjent i jego żona nie otrzymają przynajmniej wizy proceduralnej, grozi im na granicy procedura deportacyjna. Wprawdzie lekarze zapewniali, że ich pośpiech nie jest powodowany z dnia na dzień rosnącym zadłużeniem Serhija (doszło już do kilkudziesięciu tysięcy złotych), ale trudno doprawdy znaleźć jakieś zdroworozsądkowe przesłanki do wysyłania pacjenta karetką z oddziału intensywnej terapii w Warszawie na taki sam oddział we Lwowie.
Tym bardziej wątpliwości budzi fakt, że szpital już w dniu otrzymania przez Irynę i Serhija wiz proceduralnych prosił Konsulat Generalny Ukrainy w Warszawie o załatwienie karetki, która następnego dnia odebrałaby Serhija po ukraińskiej stronie granicy.
Iryna znowu w strachu: nie mogła podróżować karetką z mężem, we Lwowie nie znała nikogo i nigdy tam nie była, w dodatku nie wiedziała nawet, do którego szpitala mąż trafi.
Znowu pomogli dobrzy ludzie – Anna z mężem zawieźli ją do granicy, “Proksenos” załatwił jej szofera, który stamtąd zawiózł ją do Lwowa i był do jej dyspozycji przez cały dzień, a ksiądz Piotr Kuszka, proboszcz parafii greckokatolickiej przy ul. Miodowej w Warszawie, poprosił siostry bazylianki ze Lwowa, żeby za darmo zapewniły Irynie nocleg podczas pobytu we Lwowie. Wszystko skończyło się szczęśliwie – Serhij zniósł dobrze podróż, a Iryna miała gdzie spać.
Problem w tym, że Iryna i Serhij mieli szczęście – trafili na ludzi, którzy potrafili im pomóc. A co z setkami innych, w podobnych sytuacjach, których prawo nie przewiduje, a życie tworzy je codziennie?

Artykuł w j. ukraińskim ukazał się w nr 17 “Naszego Słowa” (25.04.2010);
“Наше слово” №17, 25 квітня 2010 року {moscomment}

Поділитися:

Категорії : Статті

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*