Kajetan WróblewskiARTYKUŁY, OŚWIADCZENIA2010-01-05

Lilija ma wrodzoną wadę serca. Jeśli szybko nie zostanie zoperowana w Polsce, czeka ją śmierć w męczarniach.

Kiedy ludzie patrzą na drobną, śliczną blondynkę, nikt nie może uwierzyć, że ma 29 lat – wygląda najwyżej na 16. Może to właśnie jej dziecinny wygląd sprawił, że nawet polscy pogranicznicy tak się wzruszyli, że nie deportowali Liliji i jej mamy Olgi. W lipcu Straż Graniczna złapała je w mieszkaniu, które wynajmowały w bloku na warszawskiej Chomiczówce wraz z rodziną uchodźców z Czeczenii.
– To porządni ludzie, postanowiliśmy razem wynająć mieszkanie, żeby było taniej. Ale to my rozmawiałyśmy z właścicielem, bo nikt w Polsce nie chce wynajmować Czeczeńcom.
Ktoś z sąsiadów musiał donieść, że kręcą się tam jacyś “podejrzani obcokrajowcy”, no i o 6 rano Straż Graniczna załomotała do drzwi. Najbardziej bałam się o córkę, przecież z tym jej chorym sercem taki stres mógł Bóg wie jak się skończyć! – opowiada Olga Semczuk.

Serce pogranicznika
Potężne chłopiska ze Straży Granicznej nie zastały w mieszkaniu żadnych terrorystów, tylko legalnie przebywających w Polsce uchodźców i dwie przerażone Ukrainki. I to z nimi był problem: obie nielegalnie, córka ponad dwa lata, matka prawie sześć. Powinny trafić prosto do aresztu deportacyjnego, a potem zostać odstawione na granicę, tam jeszcze tylko pieczątka zakazu wjazdu do Polski i całej Unii Europejskiej na pięć lat – normalny los tysięcy złapanych przez polskie służby nielegalnych imigrantów z Ukrainy. I pewnie by się tak skończyło, gdyby polscy funkcjonariusze potraktowali Liliję i Olgę jak zwykle. Ale tym razem stało się inaczej, nie tak, jak podczas wielu obław na nielegalnych imigrantów, kiedy to z okolic bazaru przy stadionie X-lecia lub dzielnicy Zacisze do aresztu trafiają całe autobusy nielegalnych imigrantów.
– Ten ich dowódca był naprawdę sympatyczny, taki ludzki. Zaczął się wypytywać o naszą sytuację – Lilija opowiada ze wzruszeniem. – Po jakimś czasie przestałam się ich bać.
Akurat tego dnia dziewczyna miała się stawić w firmie, która wypożycza holtery, specjalne urządzenia, które monitorują pracę serca i na podstawie gromadzonych przez nie danych lekarze mogą wyciągnąć wnioski o stanie zdrowia pacjenta. Po wysłuchaniu informacji o chorobie Liliji i przeczytaniu dokumentów ze szpitala strażnicy graniczni nie zawieźli jej i mamy do aresztu, tylko do firmy po odbiór holtera. Obiecali też wystąpić o wszczęcie procedury uniemożliwiającej deportację.
– Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, jaką poczułam ulgę – mówi Olga Semczuk. – Ale mieszkanie, na wszelki wypadek, postanowiłyśmy zmienić – dodaje.

Serce kardiologa
Instytut Kardiologii w podwarszawskim Aninie to placówka słynna w Polsce i za granicą. Dostać się tam to marzenie wielu pacjentów. Jakim cudem lekarze stamtąd zajęli się chorą dziewczyną z Ukrainy, która w Polsce przebywa nielegalnie i nie ma pieniędzy?
– Nie było łatwo. O tym szpitalu powiedzieli mi ludzie, u których sprzątam – opowiada mama Liliji. – Powiedzieli do kogo pójść, co mówić. Przecież my nie jesteśmy ubezpieczone, wiedziałam, że trzeba będzie zapłacić. Ale ja mogę nie jeść, a muszę zapłacić za leczenie córki. Przyzwyczajona jestem do ciężkiej pracy, każdy grosz bym odkładała!
Tyle że na początku lekarze powiedzieli, że wystarczy 15 tysięcy złotych. Po dokładnych badaniach okazało się, że to wystarczy tylko na pierwszy zabieg przed właściwą operacją. Łącznie leczenie może kosztować nawet 60 tysięcy złotych. A to już kwota dla Olgi niewyobrażalna. Tym bardziej, że czasu na jej zebranie pozostało niewiele. Na 11 września ustalono datę wykonania tak zwanej ablacji elektrycznej (koszt ok. 15 tys. PLN), bez której nie można przystąpić do właściwej operacji.
– Wrodzona wada serca Liliji to ubytek przegrody międzyprzedsionkowej typu I z istotnym przeciekiem lewo-prawym – tłumaczy dr Elżbieta Włodarska z Instytutu Kardiologii w Aninie, pod której opieka znajduje się Lilija. – Usunięcie tej wady to stosunkowo prosta operacja chirurgiczna, ale trzeba jej dokonać w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Żeby do niej przystąpić, najpierw trzeba wykonać ablację. O tym, czy ablacja się powiodła i można operować, dowiemy się po trzech miesiącach, inaczej trzeba będzie ablację powtórzyć i znowu czekać. Jednak w tym czasie wada może stać się nieoperacyjna. Sadzę, że w tym wypadku czas mamy najwyżej do wiosny, pod warunkiem, że wszystko pójdzie zgodnie z planem- zastrzega pani doktor.
Człowiek z taką wadą, jeśli się jej nie zoperuje we właściwym czasie, umiera nie na serce, tylko się dusi. To straszna śmierć. Wtedy ratunkiem pozostaje jedynie jednoczesny przeszczep płuc i serca (płucoserca), ale szansa na dokonanie i sukces takiej operacji jest czysto teoretyczna.
Jedyna nadzieja pozostaje w zbiórce pieniędzy na jak najszybszą operację.

Serce matki
– Do Polski zaczęłam przyjeżdżać 10 lat temu. Z zawodu jestem malarzem-tynkarzem – uśmiecha się mama Liliji. – Ot, normalna historia, jakich tysiące w moich okolicach. Na Ukrainie kryzys, biednie w tym naszym Komarnie (obwód lwowski, niedaleko Sambora – aut.), z mężem się rozstałam, bo pił strasznie, a z czegoś musiałam utrzymać dwie córki. Olga jest z nich dumna, dziewczyny rozsądne i zdolne, odpowiedzialne, młodsza o 10 lat od Liliji Julia została sama na Ukrainie – kończy szkołę. – Ciężko mi, bo już jej od sześciu lat w domu nie widziałam, ale to złoto nie dziewczyna, uczyła się w szkole muzycznej, gra pięknie na skrzypcach, maluje, zajmuje się domem. Do klubu nie chodzi, chłopcy i rozrywki jej nie w głowie – wzrusza się Olga.
Myślała, że jeśli popracują z Liliją kilka lat w Polsce, to i na dom wystarczy, i na studia dla córek będzie. Najpierw pracowała w ekipie remontowej z mężczyznami, potem zaczęła “chodzić na sprzątanie”. – Bo i pieniądze większe, a praca trochę lżejsza – tłumaczy Olga. – Ale praca okazała się wcale nie lekka, bo zaczęłam sprzątać rezydencje w podwarszawskim Konstancinie. A tam domy wielkie, mieszkają tam sami najbogatsi i najbardziej znani Polacy. Sprzątałam nawet u pani Kingi Rusin, gwiazdy telewizji TVN i nie powiem – traktowała mnie dobrze i płaciła więcej niż inni! Przez kilka lat wszystko szło dobrze, potem Polska wprowadziła wizy, a już najgorsze stało się po wejściu Polski do strefy Schengen. Olga miała wybór: albo zostaje nielegalnie i jej rodzinie nie grozi bieda, albo wraca do domu. – No i tak zostałam – mówi. – Co tu jest do tłumaczenia, tam żadnej pracy, żadnej szansy.
Najgorsze miało dopiero nadejść. Sama Olga nie mogła jechać na Ukrainę, więc córkom załatwiła zaproszenie do Polski. Lilija i Julia jechały ukraińskim busem i już w Polsce doszło do wypadku. Obie trzeba było operować, obie długo leżały w polskich szpitalach, za wszystko trzeba było płacić. Młodsza wróciła do domu, leczenie Liliji trwało dłużej niż ważność wizy. No to na czarno została i ona. Tylko ze zdrowiem było coraz gorzej, coraz mniej mogła pracować – częste migotanie serca, coraz mniej sił. Polacy, u których pracowały, próbowali pomagać, nawet studia chcieli załatwiać dla Liliji. Wszystko rozbijało się o jedno słowo: nielegalne. A nielegalny imigrant nie ma żadnych szans. O ich sytuacji dowiedziała się w końcu pani Wiesława Gnieciak, która prowadzi biuro prawne obsługujące Chińczyków chcących pracować i prowadzić interesy w Polsce. To ona zaczęła szukać organizacji, które pomagają Ukraińcom w trudnej sytuacji.
Łańcuszek serc
Tak Lilija i jej mama trafiły do fundacji “Proksenos”, która współdziała ze Związkiem Ukraińców w Polsce i tygodnikiem “Nasze Słowo”. Fundacja i biuro pani Wiesławy, jako pełnomocnicy prawni, wystąpili z wnioskiem o legalizację pobytu obu kobiet z powodu bardzo ciężkiej sytuacji zdrowotnej Liliji i konieczności sprawowania nad nią opieki przez mamę.
– Wniosek do nas wpłynął. Zgodnie z artykułem 53 ustawy o cudzoziemcach istnieje możliwość wydania cudzoziemcowi przez wojewodę zgody na zamieszkanie na czas oznaczony, w tym wypadku na trzy miesiące , nawet jeśli cudzoziemiec znajdowała się wcześniej na terytorium RP nielegalnie – informuje Ivetta Biały, rzecznik wojewody mazowieckiego. – Rozpatrzymy go jak najszybciej, jak tylko nadejdą stosowne opinie od straży granicznej, agencji bezpieczeństwa wewnętrznego i policji.
Jeśli Lilija i Olga otrzymają zgodę wojewody, to nie będzie już im groziła deportacja. Będą także mogły wystąpić o przedłużenie zezwolenia o kolejne trzy miesiące. A jeśli stan zdrowia Liliji pozwoli, na podstawie karty pobytu, będą mogły pojechać pierwszy raz od lat na Ukrainę i tam złożyć wnioski o wydanie im wiz co najmniej półrocznym prawem pobytu. W rozmowach z konsulatem RP we Lwowie pomoże im fundacja “Proksenos”. Ale to daleka przyszłość. Teraz trzeba walczyć o życie Liliji, czyli zbierać środki na operację. Materiały informującej o zbiórce ukazały się już w TVN i TVP. Pierwsze pieniądze już pojawiły się na koncie. W sercu dziewczyny po raz pierwszy od dawna zagościła nadzieja.

Artykuł w j. ukraińskim ukazał się w nr39 “Naszego Słowa” (27.09.2009);
“Наше слово” №39, 27 вересня 2009 року

Z ostatniej chwili: Przed oddaniem gazety do druku dowiedzieliśmy się, że wojewoda mazowiecki legalizował pobyt Liliji i jej mamy w Polsce.

Pieniądze na leczenie Liliji Semczuk można przekazać za pośrednictwem Fundacji “Proksenos”:
Fundacja “Proksenos”
ul. Kościeliska 7, 03-614 Warszawa
BIGBPLPWXXX
IBAN:
PL 93 1160 2202 0000 0001 3427 5357
Bank Millennium (dla Lili)

Поділитися:

Категорії : Статті

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*