„Ukraińcy potrafią śmiać się z siebie”

Wywiad z Beatą Bierońską-Lach – dyrektorką Festiwalu Filmowego „Ukraina”

Українська версія статті – тут.

Pani Beato, jaki jest główny przekaz tegorocznego festiwalu?

Tematem przewodnim tegorocznej edycji jest obecność, rozumiana w przynajmniej trzech aspektach. Po pierwsze, obecność Ukraińców w Polsce: Jako Polacy już wiemy, że jesteśmy razem z Ukraińcami. Ukraińcy są w Polsce, tu i teraz.

Drugi aspekt – to obecność kina ukraińskiego na międzynarodowych festiwalach.

Trzeci aspekt dotyczy natomiast już samych filmów. Ukraińscy twórcy robią filmy o tym, co jest tu i teraz. Współczesność w kinie ukraińskim jest bardzo ważna. Więc między innymi z tych względów „obecność” była dla nas odpowiednim słowem, aby wyrazić tegoroczny festiwal.

Przez ostatnie lata kino ukraińskie nabiera wiatru w żagle, powstaje dużo nowych filmów. Pani obserwuje ten proces od sześciu edycji festiwalu. Jak przez ten czas zmieniło się ukraińskie kino?

Tak, zmiany są zdecydowanie widoczne. Przede wszystkim powstaje więcej filmów, i to bardzo dobrych. Bo wcześniej może pojawiały się perełki o ciekawej tematyce, natomiast technicznie filmy nie zawsze były odpowiednio dofinansowane. Był taki zarzut, że filmowcy, wychowani w Związku Radzieckim, tworzą kino postradzieckie. Ja te filmy oglądałam i właściwie od początku wiedziałam, że to nie jest kino postradzieckie. Że ono ewaluuje. I raczej skłania się ku temu nurtowi, który nazywamy kinem europejskim. W Ukrainie powstają filmy mówiące o rzeczach ważnych.

Jednocześnie kino ukraińskie wyraźnie poszukuje swojej tożsamości – podobnie jak cała Ukraina. To, co powiem, zabrzmi może niezbyt miło, ale mam wrażenie, że to wojna spowodowała, że w Ukraińcach obudził się patriotyzm. Kiedyś rozmawiając z Ukraińcami odczuwałam taką postawę: „Nie ma znaczenia, czy jesteśmy gdzieś między Rosją a Europą, nieważne, czy mówimy po rosyjsku, czy po ukraińsku”. Nagle zaczęło to mieć znaczenie. I to też widać w filmach. Pojawiają się tematy historyczne. W zeszłym roku pokazywaliśmy „Czarnego Kruka” Tarasa Tkaczenki, który opowiada o poszukiwaniu własnej tożsamości w historii Ukrainy.

Jest to też kino wojny. I co ciekawe, te filmy nie pokazują walk, tylko „wojnę w ludziach”, takich, którzy albo na tej wojnie byli, albo kogoś na wojnie stracili. Czasem ta wojna jest w tle, a bohaterowie chcą prowadzić normalne życie. Dlatego też pojawia się temat emigracji jako ucieczki przed wojną, albo wyjazdu w poszukiwaniu lepszego życia.

Co jest jeszcze oryginalnego w kinie ukraińskim?

Z mojej perspektywy poruszający jest także czarny humor, silnie obecny w kinie ukraińskim. Ja właściwie dopiero go odkryłam. On nas – Polaków i Ukraińców, chyba trochę różni. Polacy nie potrafią śmiać się sami z siebie, mają z tym pewien problem. A ponieważ ja byłam jedną z selekcjonerek konkursu filmów pełnometrażowych, miałam okazję zobaczyć jakie tematy podejmują młodzi ukraińscy filmowcy. Ten czarny humor tam się również pojawia. Oni śmieją się ze śmierci! Film, który pokazujemy na festiwalu – „Pracuję na cmentarzu” – w pewnym sensie obśmiewa śmierć, w szczególności tę   otoczkę, która jej towarzyszy. To ciekawe, bo rzeczywiście dopiero kiedy śmiejemy się z tematu trudnego, zaczynamy mieć do niego dystans. I o to chodzi: żeby nie wszystko przeżywać w tak emocjonalny sposób, tak ogromnie poważnie. To mi się podoba. Odkryłam w kinie ukraińskim, że Ukraińcy potrafią śmiać się z samych siebie.

To jest bardzo ciekawa uwaga. Rozmawiałam o tym niedawno z ukraińskimi przyjaciółmi – że mamy z Polakami inne poczucie humoru, śmiejemy się z innych rzeczy niż Polacy.

Wracając jednak do festiwalu: Część widzów to oczywiście Ukraińcy, mieszkający w Polsce. Część natomiast to Polacy, którzy dopiero odkrywają dla siebie kino ukraińskie. Jak oni je postrzegają? Czy to kino jest dla nich zrozumiałe i czy staje się już w jakiś sposób bliskie?

Dla większości polskich widzów to nowość. Dotąd, dla nas, Polaków, to kino było wrzucane w „szufladkę” kina wschodniego, rosyjskiego. A kino ukraińskie to nie to samo, co kino rosyjskie! Oczywiście wiadomo, że jedno i drugie mają wspólne korzenie, wspólne szkoły filmowe. Jednak kino ukraińskie ma swoją specyfikę. Widzę, że Polacy odbierają je pozytywnie i z przyjemnością je odkrywają. Kiedyś, gdyby zapytać ludzi na ulicy, nikt nie byłby w stanie wymienić ani jednego tytułu ukraińskiego filmu albo nazwiska ukraińskiego reżysera.

A teraz?

Teraz jest trochę lepiej. Kino ukraińskie wchodzi do szerokiej dystrybucji. Był „Donbas” Łoźnicy. „Nosorożec” Sencowa zostanie pokazany w już grudniu w kinach w całej Polsce! To jest fantastyczne.

Trudno mi powiedzieć, jak przeciętni Polacy odbierają ukraińskie kino, wiem za to, że nasz festiwal mam grupę wiernych fanów, którzy co roku specjalnie na niego przyjeżdżają. Mamy taka Panią, która mówi: „Nie mogło mnie tutaj nie być. Ja to kino uwielbiam, odkryłam je trzy lata temu. Czekam na festiwal przez cały rok. To jest niesamowite”. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś może przyjść raz i się zakochać tak jak ja…

No właśnie! Jak to było w Pani przypadku? Jest Pani związana z kinem od dawna. Natomiast skąd wzięło się Pani zainteresowanie Ukrainą?

Zawsze lubiłam odkrywać różne kraje i w ogóle świat poprzez film. Pracując w kinie „Luna” robiłam różne, nietypowe przeglądy filmowe. Był na przykład przegląd afgańskiego kina kobiecego, które mnie wówczas interesowało, Gościliśmy nawet jedną reżyserkę. To było dla mnie coś odkrywczego. Natomiast jeśli chodzi o Ukrainę… to był impuls, który pojawił się po Majdanie. Widziałam, co się tam dzieje. Już wtedy w Internecie było dużo amatorskich filmów z Ukrainy. Pomyślałam, że moglibyśmy je pokazać w kinie. Dlaczego nie pokazać ich szerszej publice? Wtedy zaczęłam szukać, co w ogóle w tym ukraińskim kinie mamy do dyspozycji. Czy jest coś wartego pokazania? I tak to się zaczęło.

Podczas pierwszej edycji faktycznie pokazaliśmy to, co udało się znaleźć. Oczywiście nie zabrakło klasyki. Zaczęliśmy od „Cieni zapomnianych przodków”, ale pojawili się także młodzi reżyserzy. W efekcie każdego roku jest co pokazywać. Także ukraińscy filmowcy zauważają już nasz festiwal. Wiedzą, że ich kino może zostać pokazane w Polsce. Jak widać, na widowni są zarówno Polacy, jak i Ukraińcy. Gdy zaczynałam robić ten festiwal, wydawało mi się, że organizuję go tylko dla Polaków. Bo spotykamy się z Ukraińcami, znamy się, mówimy do siebie „dzień dobry”, jesteśmy swoimi sąsiadami, choć praktycznie nie znamy ukraińskiej kultury. Osobiście nie chcę, żeby kojarzono ją wyłącznie z ludowością. A ponieważ kino jest mi najbliższe, postanowiłam właśnie przez tę dziedzinę przybliżyć Polakom ukraińską kulturę. Impuls pojawił się podczas Majdanu, i to zostało… być może, to intuicja, trudno powiedzieć. Z czasem zaczęłam szukać pieniędzy, bo wiedziałam, że to jest niezbędne. Poszukiwałam też kontaktów do osób związanych z kinem ukraińskim. No i udało się zrobić pierwszą edycję, drugą, trzecią i każdą następną.

Dziś Pani pracę docenia liczne środowisko Ukraińców, mieszkających i działających w Polsce. Bardzo dziękuję za Pani wysiłek, dzięki któremu mamy fantastyczną możliwość oglądania najlepszych ukraińskich produkcji w samej stolicy Polski oraz (liczba) innych polskich miast.

A ja bardzo dziękuję, że przez ten cały czas jesteście z nami!

Khrystyna Zanyk. Foto – Fb organizatorów festiwalu.

Поділитися:

Категорії : Bez kategorii

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*