Czasami promień słońca nie zajrzy na czas

Olko MaślejARTYKUŁY, OŚWIADCZENIA2010-03-15

Pamięci Fyla Szczambury z Łemkowszczyzny

A ten milicjant młody, wtedy przyszedł do mnie na pole i zaczął na mnie krzyczeć, że jest święto państwowe, a ja pracuje w polu 9 maja, ja do niego z widłami.

Patrzył przez okno, płatki śniegu majestatycznie płynęły do ziemi. Świerki obsypane białym puchem pochyliły gałęzie, stały w bieli i strzegły ciszy, która nastała w jego wyobraźni. Mówił – jesienne dni są krótkie, ale jakie urzekające kolorami. Widziałem jesienie od Ruskich do Niemiec.

Opowiadał – był rok 1941, wczesna wiosna, śniegi jeszcze nie zeszły, a do wsi zeszli Niemcy i jacyś urzędnicy z Kreisbezirg Jassel. Długo rozmawiali z wójtem, a potem poszli z listą po wsi, zebrali 16-stu chłopaków i 6 dziewcząt na roboty. Zapakowali ich na ciężarówkę i pojechali do Jasła. Na placu, gdzie ich wysadzili z ciężarówki, stali już inni zabrani na przymusowe roboty do Niemiec i dojeżdżały jeszcze następne, pełne kolejnych “ochotników”.

Milicjant uciekł na swojej wuefemce ale wrócił Nyską, z innymi i zabrali go na posterunek.

Dostaliśmy jakąś miskę zupy do zjedzenia, potem popędzili nas na stacje kolejową i zapakowali w wagony. Wieczorem pociąg ruszył w kierunku Krosna. On razem z Badurom i Korpelom postanowili uciec, wyrwali kilka desek z boku wagonu i wyskoczyli. Niemiecki wartownik zauważył ich i zaczął strzelać, ale wpadli już do rowu i tylko kule świstały nad nimi. Nie mieli żadnego planu, postanowili więc pójść do Sowietów. Poszli w las na południe od linii kolejowej i skierowali się na wschód. Nie wiedzieli, gdzie wyskoczyli, ale wschód był dla nich rozsądnym kierunkiem. Po przejściu dwóch rzek, przespali się w bukowym lesie, obsypali się liśćmi, które wygrzebywali spod śniegu. Rano poszli kierując się do słońca i ciągle lasem, wieczorem doszli do jakiejś wsi, bali się pokazać, wybrali jakąś stodołę pod lasem i w niej się przespali. Świtem ruszyli dalej, aż któregoś popołudnia wyleźli na robotników leśnych, brudni, wygłodzeni i zarośnięci. Przestraszyli ich, ale odezwali się po swojemu i rozluźniło się, trafili na swoich.

Tam na posterunku postawili te widły w rogu i powiedzieli, że tę broń będą mieli jako dowód. Sam komendant zaczął, że święta państwowe trzeba świętować, bo nie po to nasi żołnierze przelewali krew.

Dali im coś zjeść, pod wieczór zeszli z nimi do Jawirnyka, tam umyli się, najedli się i opowiadali jak uciekli. Leśni robotnicy zaczęli śmiać się z ich planu. Do Sowietów – ogłupieliście. Ale wszyscy wiedzieli, że do swojej wsi wrócić nie mogą. To uciekajcie na te Sowiety, może się wam poszczęści. Następnego dnia pod wieczór jeden z robotników leśnych podprowadził ich pod San. W nocy przeszli granicę i wpadli na sowiecki patrol. Aresztowali ich i zawieźli do Lwowa. Mnie przez 3 miesiące przesłuchiwali, bili, przesłuchiwali i osądzili. Szpieg. 10 lat zsyłki na ciężkie roboty.
Był 17 czerwca 1941, zapakowali go w eszelon z 50 innymi skazanymi do jednego wagonu i ruszyli na wschód. Jechali nocami, a w dzień stali w polach. Dojechali do Charkowa. Tam zatrzymali się parę dni, nikt nie wiedział dlaczego stoją? Nikt im tego nie powiedział. A to Niemcy ruszyli wykonać “plan Barbarossa”. Pociąg tak stał w Charkowie, aż któregoś dnia wypakowali ich z wagonów i ruszyli demontować maszyny w fabrykach. Pakowali je na platformy kolejowe, kiedy zakończyli z jedną fabryką, demontowali następną.

– A to jak ten smarkacz, obywatelu komendancie, przelewał krew za mnie? zapytał. Bo ja np. za niego od Stalingradu do Odry.
– No, no, powiedział komendant, my o was mamy inne papiery.

I tak od fabryki do fabryki posuwali się na wschód. Potem do załadowanych maszynami wagonów Sowieci dołączali wagony dla robotników i ich też wywożono na wschód. Tak jechaliśmy, aż dotarliśmy do Stalingradu. Tam zagonili nas do kopania okopów i zanim zakończyliśmy kopanie, Niemcy ostrzeliwali już przedpola. Jego i wszystkich współwięźniów zmobilizowali i utworzyli kompanię karną. I tak walczyłem w tym Stalingradzie, aż z całej kompanii karnej zostało nas dwóch. Ale Sowieci przywozili coraz to nowych żołnierzy i uzupełniali kompanię. Rozdawali jeden karabin na trzech a wszystkim naboje. Mówili, że jak ten z karabinem padnie, to ten bez bierze karabin i do boju. Z przodu Niemcy, z tyłu Zagradbataliony NKWD, ginęli bo Niemcy dobrze strzelali, a jak się cofaliśmy, to zagradczycy strzelali nam w plecy i tak byliśmy okrążeni śmiercią. Czasami dawali też granaty i tak prawie cały rok. W Stalingradzie coś tam czasami zjadłem, czasami coś wypiłem pośród tego morza trupów i gruzów. Wiecznie brudny, niewyspany, zziębnięty i głodny.
W kompanii karnej racje żywnościowe były trzykrotnie mniejsze niż w normalnej, ale oni też głodowali. Potem Sowieci przerwali niemieckie okrążenie Stalingradu. Z kompanii karnych, niekarnych zostało kilkuset, którzy przeżyli całe oblężenie Stalingradu. Za bohaterstwo dali mu jakieś dwa odznaczenia i awansowali. I dalej na front.
Potem były trzy operacje kijowskie, setki tysięcy ofiar, nim zdobyliśmy Kijów. A kiedy już go zdobyliśmy, przesunęli nas pod Kursk.

– Mamy tu w papierach, że za współpracę z UPA byliście w COP Jaworznie.
A ja mam w domu inne papiery i konia na polu.

Pod Kurskiem szliśmy za czołgami i daliśmy Niemcom łupnia i już ich od wtedy tylko goniliśmy, przez rzeki, miasta, spalone wsie. Zawsze wiedzieliśmy, kiedy ruszy front po dłuższym zatrzymaniu. Wtedy dawali dużo spirytusu, wojsko piło na okrągło. A potem szli śmiało pod niemieckie karabiny i ginęli. I tak zdobyliśmy Tarnopol, Zamość, Sandomierz, Kraków, Górny Śląsk, aż pod Raciborzem nad Odrą dostałem serię przez plecy z karabinu maszynowego. Szczęśliwie nie uszkodziła mi ważnych organów, byłem ranny tylko w płuca. W lazarecie przeleżałem i tak 3 miesiące. I wojna się skończyła. Czy wiesz, że od początku wojny były to pierwsze rany? Wyobrażasz sobie, że w Stalingradzie nawet palca nie skaleczyłem?! Przywieźli mi do lazaretu kolejne medale, za Wisłę, za Odrę i jeszcze jakąś gwiazdkę. Sztabowiec mówi mi, że ja nie mam przysięgi złożonej. A ja mu odpowiedziałem, że w Stalingradzie o to nie pytali. Nie był NKWDzistą, dlatego uśmiechnął się i wypisał mnie z armii. Pojechałem do siebie, do wsi. Był maj 1945 r., wziąłem się za gospodarowanie, trzeba było dom poprawić, las uporządkować, kartofle posadzić, a w nocy bronić dobytku przed bandami rabunkowymi. To na zabawie się zagrało, to z gazdami się wypiło.

– Jaki koń?
– No mój. Zostawiłem w polu.
– No jak to?
– No tak to. Wasi milicjanci nerwowi. Najważniejsza była broń – “widły”.
A jak się biedak spłoszy, to wam całkiem zepsuje to święto.
Komendant kazał wsiąść do Nyski i pojechaliśmy po konia.

Nocami było coraz gorzej. W 1946 r. na wiosnę wywieźli pierwsze zapisane rodziny do sowieckiego raju. A na ich miejsce przybyli pierwsi, polscy osadnicy. Nocami było źle, a w dzień nerwowo. Aż któregoś dnia UB aresztowało go.
Dalej patrzył w okno. A śnieg uparcie padał. Opowiadał o jesieni nad Dnieprem. Kiedy wiatr porywa tumany kurzu z czarnoziemu, wtedy powietrze wygląda tak, jakby ktoś makiem siał. A drzewa kwitną takimi samymi kolorami jak u nas. Zima tam jest straszna. Jak świeci słońce, jest mróz, to nie szczypie. Ale jak wieje wiatr, okleja ciebie porwanym śniegiem i zamraża na lód. Jak siedzisz w okopie, to oczu nie możesz otworzyć, bo śnieg je spali.
A ta Wołga w Stalingradzie, to taka szeroka, że Wisła czy Odra przy niej to potoki. A te bagna nad Dnieprem, jesienią wydaję ci się, że to pole. Co się tam Niemców potopiło. Naszych też. Albo ta wiosna nad Wołgą – od razu lato! Komary, muchy, nie dość, żeś głodny, to jeszcze cię żrą. A nimi się nie najesz. Siedział tak bez ruchu, wpatrzony jakby w linię lasu, jakby chciał coś dojrzeć pomiędzy tymi opadającymi płatkami śniegu.
Zawieźli go na UB do Gorlic. Bili i pytali o jedno. Od kiedy współpracuje z UPA?
A kiedy im odpowiadał, że walczył o Stalingrad i wyzwalał Zamość, Kraków, to jeszcze bardziej go bili, a ile przy tym śmiechu mieli. Początkiem 1947 r. przewieźli go na Montelupich, do Krakowa. A potem do COP w Jaworznie. Siedział tam do 1949 r. Odnalazł rodzinę, ożenił się.

Koń stał spokojnie przywiązany do kulpaka, zaprzągł go i pojechali do domu. Komendant wszedł za nim, ściągnął czapkę, młody milicjant też. Żona się przestraszyła, ale ją uspokoił. Wyjął z szafy pudło po butach, postawił na stole, ściągnął wieczko i zaczął rozkładać medale. Te mam za Stalingrad, te za Kijów, te mam za Kursk, te za Odrę, te za Wisłę, a za nimi książeczki. Komendant oglądał jedną po drugiej i mówi do młodego milicjanta:
– Jedź po te widły. Widzisz co nam piszą o ludziach.
– To pan jak się tam znalazłeś w tym Stalingradzie?
– Uciekałem przed przymusowymi robotami do Niemiec. Uciekłem do Ruskich, złapali mnie, zrobili szpiegiem, dostałem 10 lat obozu, ale nigdy do niego nie dojechałem, bo Niemcy napadli na Ruskich. I tak broniłem Stalingradu, a potem wyzwalałem Kijów, Kursk i wszystko po drodze, aż dotarłem do Raciborza i tam zostałem ranny. Wróciłem do domu, gospodarzyłem, a za to, że wyzwalałem ten kraj, dostałem 2 lata nagrody w COP Jaworznie.

Młody milicjant przyjechał z widłami. A komendant do niego:
– Na drugi raz gówniarzu, nie zwracaj uwagi starszym, jak o nim nic nie wiecie. Przeproś pana i o wszystkim zapomnij.
Zapytał komendanta:
– Ja też mam o wszystkim zapomnieć?
– Mogę pana tylko przeprosić. Ja o niczym nie wiedziałem. A te papiery, to wie pan, ktoś posłał życzliwy, gorliwiec albo umyślnie, by zgnoić prawdę o panu. Wie pan, tam stoi Ukrainiec, Upowiec. Ale ja tego panu nie powiedziałem.

Śnieg przestał padać. Bielił pola po horyzont. Myślę, że ta biel śniegu była najbielsza w jego zezowatej historii. Pytałem:
– Nikt ciebie nie przeprosił?
– Mnie? Czy Baduru i Korpela.
– Właśnie, a co się z nimi stało ?
– Ostatni raz widziałem ich we Lwowie.
– A mnie za co przepraszać?
– No chociażby za Jaworzno.
– Aaa, były jakieś tam rocznice zakończenia wojny, to nawet mnie na akademie nie prosili. Tylko pocztą ordery przysyłali. Nawet do ZBOWiD-u nie przyjęli. Bo byłem “Upowcem”.
Aleś ty naiwny. W Polsce nikt Ukraińców przepraszać nie będzie, nawet jakbyś sam Warszawę od Niemca wyzwolił.
Wiesz, czasami promień słońca nie zajrzy na czas, jak masz tak pisane w życiu, to masz.

Artykuł w j. ukraińskim ukazał się w nr9/2010 “Naszego Słowa” (28.02.2010);
“Наше слово” №9/2010, 28 лютого 2010 року

Поділитися:

Категорії : Статті

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*