Miroslaw Kruk, Aleksander MaslejПОГЛЯДИ2011-07-07

Szanowna Redakcjo,
ze zdumieniem przeczytałem tzw. “felieton” p. Aleksandra Maśleja w tygodniku “Nasze Słowo” z dn. 29.05.2011.
Pomijając fakt, że notatka ukazała się w momencie zamknięcia wystawy, której dotyczyła, znalazło się w niej tak wiele niedorzecznych informacji, że trzeba je sprostować. Proszę zatem o zamieszczenie mojej odpowiedzi.

Zdaniem Autora kurator nie wyjaśnił kim są Huculi, lecz on sam nie pofatygował się zajrzeć do Katalogu wystawy, gdzie na s. 13 jest opis Hucułów przytoczony za Urszulą Janicką Krzywdą, wieloletnią badaczką tego regionu. A Pan Maślej natomiast nie wyjaśnił skąd się wziął tytuł wystawy, który stał się też tytułem jego notatki: Na wysokiej Połoninie.
Może wiec warto poświęcić kilka słów osobie Stanisława Vicenza, któremu dedykowana została wystawa w 40. rocznicę śmierci, podobnie jak Międzynarodowy Festiwal Huculski, obejmujący zasięgiem także Ukrainę i którego gipsowy na razie projekt popiersia odsłonięto niedawno na dziedzińcu Fundacji św. Włodzimierza w Krakowie? Jego pamięci i znaczeniu jego dorobku, spajającego wiele narodów współistniejących od wieków obok siebie na Pokuciu, poświęcił wiele miejsca w przemówieniu na wernisażu wystawy Konsul Generalny Ukrainy w Krakowie p. Witalij Mikołajowicz Maksymenko. Było to dawno, bo 17. marca br., tymczasem Autor felietonu martwi się ponad dwa miesiące później, że postronny widz dostrzeże tę krainę jako jakąś “atlantyczną krainę”. Dowodem tego, jak pobieżnie zapoznał się z treścią wystawy jest uwaga, że na mapie ją otwierającej nie ma zaznaczonych granic. A to jest nieprawda. Jeśli już Autor chciał je odszukać to powinien dokładniej przyjrzeć się mapie i jej legendzie, gdzie jako pierwsza wymieniona została granica ukraińsko-rumuńska. Polecam jej przedruk w Katalogu. Pytanie tylko, czy mógł je dostrzec, skoro z treści felietonu wynika, że raczej widział to, co chciał zobaczyć. Mapa nota bene nie została przygotowana na potrzeby wystawy, lecz jest przedrukiem z miesięcznika “Płaj”, na licencji jej wieloletniego zasłużonego redaktora Andrzeja Wielochy, który w sposób najbardziej wnikliwy naniósł na nią rozmaite propozycje zasięgu ekumeny Hucułów, co do których przebiegu było i jest wiele kontrowersji.
Nie rozumiem, dlaczego nieobznajomiony widz miałby sądzić, że obiekty wydobyto z dna “Solińskiego zbiornika”? Chyba tylko piszący ten felieton mógł mieć ów problem, ponieważ w podpisach każdego obiektu uwzględniono jego pochodzenie i miejsce przechowywania i nigdzie nie widnieje, że którykolwiek pochodzi z Bieszczad. Nawet bazując na prostej notatce prasowej towarzyszącej wystawie p. Maślej nie zrozumiał jej sensu, gdyż mowa w niej jest nie o dzikiej krainie, lecz o tym, że taką wydawała się tym, którzy ją odkrywali na początku XIX wieku, a to jest jednak zasadnicza różnica.
Nie wiem, czy Autorowi chodziło o recenzję wystawy, czy o relację z wizyty Pary prezydenckiej na wystawie, lecz cóż wówczas miałyby znaczyć końcowe słowa przytoczonej kołomyjki “przyjaciela” p. Maśleja o tym, że Huculi nie czuli związków z Rzeczypospolitą?
Doprawy, nie wiadomo czemu mają służyć tego typu “felietony”, pisane tendencyjnie i niekompetentnie, a kierowane do szerokiej rzeszy czytelników.

Z wyrazami szacunku
Mirosław Kruk
Kurator wystawy “Na wysokiej połoninie. Sztuka Huculszczyzny – Huculszczyzna w sztuce.
W 40 rocznicę śmierci Stanisława Vincenza”, Gmach Główny Muzeum Narodowego w Krakowie, 18.03 – 29.05.2011


Wielce Szanowny Panie Mirosławie Kruk
Kuratorze wystawy “Na wysokiej połoninie. Sztuka Huculszczyzny
– Huculszczyzna w sztuce. W 40. rocznicę śmierci Stanisława Vincenza”.

Jestem nieco zdziwiony pańskim listem. Rozumiem, że dobrze Pan zna różnicę pomiędzy felietonem a recenzją. Nie mogłem pisać recenzji pańskiej wystawy, ponieważ warunki panujące podczas wizyty Prezydenta RP na to nie pozwalały. Po prostu miałem ograniczoną możliwość obejrzenia wszystkich eksponatów. Nie rozumiem, gdzie napisałem nieprawdę, skoro korzystałem z dostępnych mi broszur?
W moim felietonie spojrzałem na wystawę jako przeciętny – nazwijmy to nieładnie – “oglądacz”, który ma pieniądze na bilet, ale nie ma na katalog i nie był na odsłonięciu popiersia Stanisława Vincenza. Nie był, niestety, zaproszony również na wernisaż tej wystawy, gdzie mógłby wysłuchać fascynującego wykładu Konsula Generalnego Ukrainy Witalija Maksymenki na temat wielokulturowości Huculszczyzny.
Zarzuca mi Pan, że nie spojrzałem na legendę mapy, skądinąd nie przygotowanej na potrzeby tej wystawy. Proszę mnie poprawić, jeżeli jest tam napis UKRAINA i nazwy na mapie brzmią po ukraińsku, np. Kosiw. Jeżeli tak jest, to bardzo przepraszam! Proszę szczerze powiedzieć, Szanowny Panie Kuratorze, czy wchodzący na pańską wystawę Amerykanin, Włoch, Francuz, Japończyk zorientuje się, że Huculszczyzna jest na Ukrainie?
Na wystawie widziałem tylko eksponaty przedstawiające Hucułów z Ukrainy, a nie, jak piszecie, “Karpatogórali”. Nawiasem mówiąc, wątpliwości co do tożsamości Hucułów to mają Polacy (bez urazy), a nie sami Huculi! Pozostaje tylko pytanie: kto kogo odkrył? Jeżeli pan posiada “dowody” na to, że Huculi czuli więź z RP, to czemu Pan nie wyeksponował ich na wystawie? Na przykład, jakieś zbiorowe petycje, odezwy itd. I niech Pan nie mówi o inspiracjach polskich malarzy i ich zachwycie Huculszczyzną, jako przejawie polskości tejże Huculszczyzny. Czas wyjść z mgły “kresowo-kolonialnej”, czas zacząć postępować jak wielki Vincenz! A przede wszystkim poznać go, a nie udawać “obrażonego”.
Zaś co do czasu publikacji felietonu w “NS”, przepraszam. Nie mieliśmy zaproszenia na wernisaż. I tylko przypadek sprawił, że dotarła do nas informacja z Biura Prasowego Prezydenta.

Z poważaniem Aleksander Maślej

“Наше слово” №28, 10 липня 2011 року {moscomment}

Поділитися:

Категорії : Погляди

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *

*
*